Październikowy wiatr tulił swoim mroźnym płaszczem drzewa, trawę i kwiaty. Niósł ze sobą złe nowiny, jakimi były powrót groźnych, zabójczych bestii. Wszystkie żywe istoty były przygotowane do bitwy; wszyscy, prócz ludzi. Jedynie oni nie byli wmieszani w cała sprawę, jedynie oni byli częściowo bezpieczni.
To u nich można było skryć to, co najważniejsze w życiu.
Dwójka ludzi szybko przemierzało las, w poszukiwaniu wyjścia na główną drogę. Wysoka kobieta o jasnych, niemalże białych oczach przyciskała do swej piersi płaczące zawiniątko i nuciła pod nosem kołysankę, chcąc uspokoić maleństwo. Równy jej mężczyzna, dużo starszy, z siwą brodą i włosami sięgającymi aż do pasa, szedł u jej boku i rozglądał się.
- Daleko jeszcze, Arthurze? - Spytała cicho kobieta i wolną ręką poprawiła tiarę, która zsunęła jej się na czoło. Jej włosy - targane przez wiatr - nie stanowiły dla niej żadnego oparcia.
- Już prawie jesteśmy. - Powiedział starzec i wskazał w oddali reflektory jeżdżących co jakiś czas samochodów. - Królowo, może ja zaniosę April dalej? W końcu po drugiej stronie drogi też jest las. Kto wie, może tam czają się nasi wrogowie?
Kobieta już chciała go skarcić, jednak po chwili namysłu dotarło do niej, że ta uwaga ma sens. Przystanęła na chwilę, a kilka kosmyków jasnych włosów opadło jej na twarz.
- Nie mogę... - Wyszeptała. - Nie mogę jej zostawić.
Arthur spojrzał na nią z troską w oczach.
- Marion... Zastanów się, proszę. - Zaczął spokojnie. - A jeśli coś Ci się stanie? Nigdy nic nie wiadomo. Jeśli zginiesz, nasz lud podda się i trolle zawładną Avalonem. - Jego głos stał się chłodny. Z pewnością nie powinien zwracać się tak do swojej królowej, jednak to teraz nie miało znaczenia. - A chyba nie chcesz ginąć na próżno. - Dodał już nieco łagodniej.
Kobieta spojrzała z czułością na spokojne już zawiniątko. Stała tak chwilę bez ruchu, aż w końcu podała córkę starcowi, a w jej oczach zakręciły się łzy.
- Wszystko będzie dobrze. - Powtarzała sobie, patrząc na oddalającego się mężczyznę. - Ona do mnie wróci...
Arthur podszedł do jednego z wielu przydrożnych domów. Powoli położył zawiniątko na schodkach przed drzwiami, a na kocyku zostawił karteczkę, na której napisane było tylko jedno słowo. Imię dziecka.
- Kiedyś ty przejmiesz władzę nad Avalonem, słońce. - Szepnął, po raz ostatni spojrzał na dziecię i odszedł, by za chwilę zniknąć za drzewami i zmierzyć się z wrogiem.
świetny prolog, naprawdę ;d masz przyjemny styl pisania i bardzo mi się spodobało imię córeczki ;*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko ujrzę pierwszy rozdział ;d Boo mam zamiar tu zaglądać częściej ;d
Zapraszam tez do siebie, gdzie zaczęłam nowe opowiadanie ;d